Work
Sobota, 17 lipca 2010
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Work
Piątek, 16 lipca 2010
Km: | 20.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Work
Czwartek, 15 lipca 2010
Km: | 20.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Work
Środa, 14 lipca 2010
Km: | 20.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Work
Wtorek, 13 lipca 2010
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Work
Poniedziałek, 12 lipca 2010
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Yorkshire Dales + York
Niedziela, 11 lipca 2010Kategoria 4) 150 - 200
Km: | 188.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:30 | km/h: | 22.12 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Trasa: Shipley - Keighley - Kilnsey - Kettlewell - Grassington - Pateley Bridge - Ripley - Knaresborough - York - Wetherby - Otley - Guiseley - Shipley
W planie mialem dotarcie do Hawes w Yorkshire Dales, ale niestety pogoda pokrzyzowala mi plany. Od samego wyjazdu z domu wial silny wiatr, bylo pochmurnie i zimno. Po drodze mialem kilka powaznych zwatpien i chcialem zawrocic ale jednak brnalem dalej. I tak dojechalem do Kettlewell w Yorkshire Dales jednak ciemne chmury na horyzoncie zmusily mnie do zawrocenia i to byl dobry wybor bo od tego momentu sie przejasnilo. Z Kettlewell pojechalem do Grassington, tam chwilka przerwy i dalej na Greenhow Hill. Tam poscigalem sie z jakims kolarzem i na jednym z podjazdow odskoczylem mu tak ze mnie juz nie dogonil. Potem dojechalem do Ripley i stwierdzilem ze wyjdzie za malo kilometrow gdybym mial wracac najkrotsza trasa, wiec postanowilem sobie ja wydluzyc o jakies 50km i ruszylem do Yorku. A z York do domu bez zadnych rewelacji.
Ponizej kilka zdjec mojego nowego roweru ktore zrobilem w Kilnsey przed Kettlwell.
Champion, made in Hungary
Kaczka z Kilnsey w Yorkshire Dales
Blue Bell Inn czyli zajazd pod niebieskim dzwonkiem w Kettewell
Racehorses hotel w Kettlewell
Tradycyjna angielska budka telefoniczna w Kettlewell
Grassington
Tea room czyli herbaciarnia w Grassington
A tak wyglada z daleka podjazd na Greenhow Hill. Trzeba sie troche nameczyc zeby sie tam wspiac :)
W planie mialem dotarcie do Hawes w Yorkshire Dales, ale niestety pogoda pokrzyzowala mi plany. Od samego wyjazdu z domu wial silny wiatr, bylo pochmurnie i zimno. Po drodze mialem kilka powaznych zwatpien i chcialem zawrocic ale jednak brnalem dalej. I tak dojechalem do Kettlewell w Yorkshire Dales jednak ciemne chmury na horyzoncie zmusily mnie do zawrocenia i to byl dobry wybor bo od tego momentu sie przejasnilo. Z Kettlewell pojechalem do Grassington, tam chwilka przerwy i dalej na Greenhow Hill. Tam poscigalem sie z jakims kolarzem i na jednym z podjazdow odskoczylem mu tak ze mnie juz nie dogonil. Potem dojechalem do Ripley i stwierdzilem ze wyjdzie za malo kilometrow gdybym mial wracac najkrotsza trasa, wiec postanowilem sobie ja wydluzyc o jakies 50km i ruszylem do Yorku. A z York do domu bez zadnych rewelacji.
Ponizej kilka zdjec mojego nowego roweru ktore zrobilem w Kilnsey przed Kettlwell.
Champion, made in Hungary
Kaczka z Kilnsey w Yorkshire Dales
Blue Bell Inn czyli zajazd pod niebieskim dzwonkiem w Kettewell
Racehorses hotel w Kettlewell
Tradycyjna angielska budka telefoniczna w Kettlewell
Grassington
Tea room czyli herbaciarnia w Grassington
A tak wyglada z daleka podjazd na Greenhow Hill. Trzeba sie troche nameczyc zeby sie tam wspiac :)
Poszly konie (koń) po betonie
Sobota, 10 lipca 2010
Km: | 122.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:24 | km/h: | 22.62 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 668m | Rower: | Champion |
Dzisiaj na trasie mialem ciekawa sytuacje z koniem, ale o tym troche nizej...
Jakis czas temu zakupilem nowy rower z zamiarem wyslania do Polski, bo jakos tak sie sklada ze zawsze kiedy jestem na wakacjach to nie mam specjalnie na czym pedalowac. Owszem jakis trek od taty sie znajdzie ale to nie to samo co szosowka dla takiego wyjadacza drogowego jak ja.
Zakupiony rower nie jest moze markowy, ale prezentuje sie calkiem niezle. Do tej pory nie jezdzilem na nim za wiele ale od piatku zostalem zmuszony z powodu defektu jaki przytrafil mi sie w starym rowerze (szerszy opis w czwartkowym wydaniu bloga).
Tak wiec z rana pojechalem do mojego ulubionego sklepu rowerowego w Shipley, gdzie okazalo sie ze z tylnego kolka nie da sie nic zrobic i niestety musze kupic nowe. Zostawilem tylne kolo (aby przelozyli mi kasete do nowego, ktore beda miec dopiero w czwartek) oraz przednie do centrowania. Przy okazji wymienili mi gratis pedaly w nowym rowerze z normalnych na SPD. Ja niestety z braku odpowiednich narzedzi nie potrafilem odkrecic zwyklych pedalow. I gdy juz zalatwilem wszystkie formalnosci ruszylem w trase. Jako ze bylo juz stosunkowo pozno bo po 13 nie nastawialem sie na dluzsza trase. Pojechalem wiec do Yorku czyli najczesciej uczeszczana trasa. Gdy tak jechalem wyprzedzil mnie w pewnym momencie jakis kolarz wiec tradycyjnie siadlem mu na kole i wiozlem sie za nim jakies 15 km. Musze przyznac ze dobre tempo narzucil 30-40km/h a czasem mialem ochote go wyprzedzic. Fajnie sie jechalo ale przed Yorkiem skrecil w inna ulice i dalej jechalem juz tradycyjnie sam. Tym razem jednak wjechalem do centrum miasta z zamiarem zrobienia fotek mojemu nowemu rowerowi w jakiejs ladnej scenerii. Wybor padl oczywiscie na York Minster czyli najbardziej rozpoznawalny punkt historycznego i pieknego miasta jakim jest York. Zdjecia ponizej.
Pokrecilem sie troche, porobilem kilka zdjec i ruszylem w droge powrotna. Srednia z 26.5 km/h przed wjazdem do York spadla do 23.9km/h po wyjezdzie, ale to i tak niezlze jak na mnie. Droga powrotna przebiegala bez zaklocen, aczkolwiek w pewnym momencie miala miejsce ciekawa sytuacja. I tutaj nastapi wyjasnienie tytulu wycieczki. Otoz jakies 3km przed Otley na jednym z nielicznych plaskich odcinkow wyprzedzilem dziwny pojazd. Skladal sie on z konia oraz cowboya ktory siedzial na czyms w stylu lawki zamontowanej miedzy dwoma kolami. Przypominalo to jakis rydwan z ta roznica ze jezdziec siedzial zamiast stac. Tak wiec wyprzedzilem ten "rydwan" bez wiekszych problemow gdyz kon szedl stepem. Smieszne zjawisko, nigdy wczesniej nie widzialem takiego powozu na angielskich drogach. Jade sobie spokojnie jakies 25km/h i nagle slysze stukot kopyt. Kon zmienil stepa chyba w klus bo galop to nie byl. No wiec nic innego tylko wrzucilem 6 bieg, rozpedzilem sie do chyba 45km/h i chwilowo mu ucieklem, po jakims czasie jednak znowu slysze stukot konskich kopyt po betonie. Mialem wrazenie ze jest tuz za mna i niemal czulem oddech konia. Dziwne to uczucie i az sie zastanawialem czy ten cowboy przypadkiem nie jest na tyle szalony by mnie staranowac. Nadepnalem na pedaly i uciekalem mu jakis czas ale w koncu skapitulowalem i ku mojemu zdziwieniu tez dziwny rydwan mnie wyprzedzil. Cowboy popatrzyl na mnie, zapytal czy wszystko OK (w typowo angielskim stylu), ja odpowiedzialem ze wygral i pobiegl dalej. Chcialem mu zrobic zdjecie, ale mi uciekl. Chwile potem slyszalem jak skrecil w jakas uliczke i korcilo mnie by pojechac za nim, ale juz nie mialem sil na dalsza zabawe. Troche zaluje ze nie cyknalem mu fotki na samym poczatku jak go wyprzedzalem, ale moze jeszcze kiedys go dopadne :)
Pogoda idealna, cieplutko wreszcie sie zrobilo, slonce za chwmurkami, nie padalo, lekko wialo. Taka aure poprosze przez 365 dni w roku!!!!!!!!!!!!!
Ponizej kilka fotek. Zdjecia nie sa rewelacyjnie, prawdopodobnie obiektyw w komorce chyba lekko sie zabrudzil ;)
York Minster - gotycka katedra
Hen Party
To niezwykle popularna w Anglii impreza z udzialem samych kobiet. To nic innego jak wieczor panienski, ktory obowiazkowo musi byc spedzony na dobrej zabawie, ktora polega na wypiciu jak najwiekszej ilosci drinkow i poderwaniu jeszcze wiekszej ilosci chlopakow. Faceci w tym czasie urzadzaja sobie stag party, ktorego zalozenia sa identyczne jak hen party.
Moj Champion pod pomnikiem cesarza Konstantyna Wielkiego
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych punktow miasta - Yorvik Viking Centre czyli muzeum Vikingow przedstawiajace ich codzienne zycie na tych ziemiach na przelomie IX i X wieku.
Kolejny rozpoznawalny punkt York to Clifford's Tower czyli jedyna pozostalosc w postaci baszty po zamku w Yorku
Lodziarnia
Port wycieczkowy na rzece Ouse w Yorku
Praca
Piątek, 9 lipca 2010
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Champion |
Praca
Czwartek, 8 lipca 2010
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Apollo |
Pechowy dzien.
Najpierw zlapalem gume tuz po wyjezdzie z pracy a nastepnie juz po minieciu domu, gdy kierowalem sie do supermarketu ASDA na zakupy nie wiem w jaki sposob zniszczylem tylne kolo. Tuz za pubem The Branch w Shipley, gdu rozpedzalem sie jadac z gorki w kierunku ASDY w pewnym momencie uslyszalem trzask-prask, cos wpadlo mi pod tylne kolo, uslyszalem tylko zgrzyt i jek tylnego kola po czym musialem sie zatrzymac. Cudem uniknalem wywrotki. Wjechalem na chodnik, wrocilem na miejsce zdarzenia ale nic nie zauwazylem podejrzanego. Nastepnie wywrocilem rower do gory kopytami, machnalem pedalem a tylne kolko zrobilo ladna osemke. Zamiast zakupow musialem prowadzic rower do domu, ale na szczescie daleko nie bylo. Dokladne ogledziny wykazaly duze znieksztalcenie felgi oraz zajebista centre w kole - pomyslalem ze chyba juz nie da sie uratowac kola ale na wszelki wypadek postanowilem pojsc na przeglad do specjalistow w sobote. Cale szczescie ze w zapasie mialem drugi rower ktory zakupilem jakis czas temu ale jeszcze go nie uzywalem, tak wiec bede mial jak dojechac w piatek do pracy...
Najpierw zlapalem gume tuz po wyjezdzie z pracy a nastepnie juz po minieciu domu, gdy kierowalem sie do supermarketu ASDA na zakupy nie wiem w jaki sposob zniszczylem tylne kolo. Tuz za pubem The Branch w Shipley, gdu rozpedzalem sie jadac z gorki w kierunku ASDY w pewnym momencie uslyszalem trzask-prask, cos wpadlo mi pod tylne kolo, uslyszalem tylko zgrzyt i jek tylnego kola po czym musialem sie zatrzymac. Cudem uniknalem wywrotki. Wjechalem na chodnik, wrocilem na miejsce zdarzenia ale nic nie zauwazylem podejrzanego. Nastepnie wywrocilem rower do gory kopytami, machnalem pedalem a tylne kolko zrobilo ladna osemke. Zamiast zakupow musialem prowadzic rower do domu, ale na szczescie daleko nie bylo. Dokladne ogledziny wykazaly duze znieksztalcenie felgi oraz zajebista centre w kole - pomyslalem ze chyba juz nie da sie uratowac kola ale na wszelki wypadek postanowilem pojsc na przeglad do specjalistow w sobote. Cale szczescie ze w zapasie mialem drugi rower ktory zakupilem jakis czas temu ale jeszcze go nie uzywalem, tak wiec bede mial jak dojechac w piatek do pracy...