Information


My friends

Recommended

Facebook profile

BIG Challenge

Ania

Annual chart

Wykres roczny blog rowerowy Krisstof.bikestats.pl

My bike

Archives

Wpisy archiwalne w kategorii

Wales - 2011

Dystans całkowity:734.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:1579 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:146.80 km
Więcej statystyk

Wales, stage 5

Wtorek, 26 kwietnia 2011Kategoria 5) 200 < ..., Wales - 2011
Km:250.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Apollo
Llangefni - Bradford

Wales, stage 4

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011Kategoria 3) 100 - 150, Wales - 2011
Km:120.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Apollo
Llanberis - Llangefni


(GPS niestety zaszwankowal i nie podal dokladnej trasy)

Kolejny poranek przywitala mnie sloneczna pogoda. Dosyc wczesnie wstalem, bo nierownosci terenu nie pozwolily mi sie dobrze wyspac, spakowalem sie szybko i ruszylem do miasteczka Llanberis. Tam w sklepiku zrobilem szybkie zakupy a nastepnie znalazlem biuro informacji turystycznej gdzie ucialem sobie mila pogawedke z miejscowym pracownikiem. Powiedzial mi co jest wartego zobaczenia w Anglesey gdzie sie udawalem oraz z zainteresowaniem wypytal mnie o moja wycieczke po polnocnej Walii. Przy okazji dodal ze w Wrexham jest bardzo duze skupisko Polakow (co niespecjalnie mnie zdziwilo) i ze czesciej mozna na ulicy uslyszec jezyk polski niz walijski. Z innych ciekawostek to w jezyku walijskim istnieje najdluzsze slowo na swiecie. Moj przewodnik wypowiedzial je, ale oczywiscie w zyciu nie potrafilbym go powtorzyc. Mam jednak to zapisane na ulotce i pozwole sobie je przepisac a mianowicie to slowo to: Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch i okresla nazwe miejscowosci.

Z Llanberis udalem sie w droge do Caernarfon, czyli kolejnej ciekawej miescowsci. Jest tam piekny zamek, jeden z najbardziej okazalych jakie w zyciu widzialem. Miejscowosc ta bedzie mi sie rowniez kojarzyla z Cheesburgerem ktorego zamowilem w jednej z budek a ktorego przygotowala "ekipa" przedsiebiorczych emerytow (dwie Panie i jeden Pan), ktorych srednia wieku pewnie oscylowala w okolicach 70 lat. Jak widac na swoj biznes nigdy nie jest za pozno ;) A cheesburger byl calkiem przyzwoity :)

Moim kolejnym celem po Caernarfon bylo miasteczko Holyhead oddaleone o jakies 40km. Plan na ten dzien byl taki by dojechac do tego miasteczka polozonego najbardziej na zachod na wyspie Anglesey i z ktorego juz tylko rzut beretem do Dublina ;) a nastepnie zawrocic, dojechac do miasteczka Beaumaris (gdzie jest kolejny piekny zamek) i znalezc gdzies kemping w okolicy. Niestety jak sie pozniej okazalo defekt opony skutecznie pokrzyzowal mi plany, ale po kolei. Z Caernarfon udalem sie na polnoc by przez Britannia Bridge (jeden z dwoch mostow laczacych dwie wyspy) przedostac sie na wyspe Anglesey. Ta wyspa nie bedzie mi sie dobrze kojarzyc - zreszta jedna ze starowalijskich nazw to Ynys Dywyll ("Mroczna Wyspa"). Przede wszystkim juz od Caernarfon strasznie wialo, musialem zmagac sie z wiatrem caly czas co nie bylo przyjemne. Do tego zrobilo sie zimno i mimo jeszcze slonecznej pogody moje morale troszke podupadlo. No, ale walczylem dzielnie i w koncu dojechalem do Holyhead. Bylo juz jednak stosunkowo pozno bo okolo 18tej wiec na zwiedzanie nie mialem za wiele czasu. Udalo mi sie jednak zobaczyc centrum miasta oraz Latarnie morska - South Stack Lighthouse. Niestety nie mialem juz czasu by ja obejrzec z bliska. Zreszta droga do niej prowadzaca byla kamienista i szutrowa co chyba mialo duzy wplyw na pozniejsze zdarzenie.
W kazdym razie po niedlugim czasie wyjechalem z Holyhead i skierowalem sie na wschod w kierunku Beaumaris. Po ujechaniu jakichs 8km w pewnym momencie uslyszalem charakterystyczny dzwiek wydobywajacego sie powietrza z detki. W pierwszej chwili myslalem ze to nic wielkiego jednak po blizszym przyjrzeniu sie tylnej oponie stwierdzilem ze jest niestety zmasakrowana i dalsza jazda bedzie raczej niemozliwa. Pech chcial ze nie zabralem zapasowych opon, jakos nie pomyslalem ze obciazenie tylnego kola bagazem 20kg moze spowodowac szybsze zuzycie materialu. No, ale ze nawet w trudnych sytuacjach trzeba sobie jakos radzic znalazlem dorazny sposob na zaistnialy problem. Jako, ze przednia opona byla w lepszym stanie (aczkolwiek niewiele) przelozylem ja do tylnego kola a opone z tylnego do przedniego. Przy okazji dalem latke na opone od strony wewnetrznej, zalozylem nowa detke i ruszylem w dalsza trase z nadzieja ujechania jak najdalej. Niestety stracilem na reperacje jakas godzine a slonce powoli zaczelo sie niebezpiecznie obnizac, wiec ruszylem szybko w dalsza podroz. Po przejechaniu jakichs 8km latka niestety sie przetarla (co bylo do przewidzenia) i detka oczywiscie musiala sie uszkodzic. Stwierdzilem ze w takim wypadku nie ma sensu znowu tracic czas na reperacje tylko trzeba jak najszybciej znalezc jakies pole namiotowe jadac o flaku. Tak jechalem jakies 6-7km az dojechalem do miasta Llangefni. W telefonie sprawdzilem lokalizacje, niedaleko byl kemping - jednak jak sie okazalo jego znalezienie zajelo mi sporo czasu. Zle oznakowany, polozony gdzies doslownie w polu, byl jednak jakims wybawieniem bo nie usmiechalo mi sie rozbijanie namiotu na dziko.
Kolejny raz rozbijalem namiot w ciemnosciach, bylo zimno, ciagle wialo i zanosilo sie na deszcz. Pole bylo nedzne, zadnych sanitariatow, czy oswietlenia. Kilka namiotow na krzyz tez specjalnego bezpieczenstwa nie gwarantowaly, no ale dobre i to. Zapowiadala sie kolejna zimna noc...

Wales, stage 3

Niedziela, 24 kwietnia 2011Kategoria 3) 100 - 150, Wales - 2011
Km:120.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:1579mRower:Apollo
Bala - Llanberis


Poranek przywital mnie sloneczna pogoda co bylo dobrym zwiastunem na nadchodzace godziny. Po spakowaniu rzeczy, zjedzeniu kilku kanapek i porannej toalecie opuscilem pole namiotowe, ktore okazalo sie bardzo ladnie usytuowane nad jeziorkiem z bardzo dobra infrastruktura i zyczliwymi sasiadami. Jeden z nich, gdy zobaczyl jak spakowalem wszystkie manele i umiescilem je na rowerze to powiedzial ze jest pod wrazeniem i myslal ze jego fiesta jest mala, lol.
Moim pierwszym celem bylo dotarcie na szczyt Bwlch-y-Groes znajdujacy sie na liscie 1000 BIG. Zaczynalem podjazd z poziomu 174m n.p.m a szczyt byl usytuowany na wysokosci 545m. n.p.m.. Roznica wysokosci zatem liczyla 371m. Podjazd nie okazal sie specjalnie trudny (nawet z obciazeniem), pewnie dlatego ze byl stosunkowo dlugi bo liczyl ponad 8km i byly tez zjazdy podczas ktorych moglem odpoczac. Oczywiscie przystanki po drodze tez robilem na zdjecia i orzezwiajacy lyk napoju energetycznego. Pogoda w tym czasie bardzo dopisywala, bylo bezchmurne niebo a sloneczko grzalo jak w lecie co na te pore roku bylo dosyc niebywalym zjawiskiem. Jak sie pozniej dowiedzialem - bylo cieplej w tym czasie niz w Hiszpanii czy Portugalii :)
Po wjechaniu na szczyt moglem podziwiac przepiekne widoki, ktore przypominaly mi nieco Szkocje. Potem nastapil szybki zjazd - nachylenie od tej strony bylo duzo wieksze a podjazd znacznie trudniejszy od tego ktory ja pokonalem. Widzialem po drodze kolarzy, ktorzy prawie umierali z wysilku wjezdzajac na ta gorke.
Potem mialem kilka kilometrow jazdy po plaskim do miejscowosci Dinas Mawddwy (86m. n.p.m) a potem kolejny dosyc dlugi podjazd do wysokosci 352m npm. Nastepnie jazda przez dlugi czas po plaskim - mniej wiecej od 30-ego km do 95-ego). Zwiedzilem po drodze kilka ciekawych miejscowosci takich jak Dolgellau, Barmouth, Harlech. Szczegolnie na uwage zasluguje Barmouth - jest to nadmorskie miasteczko z piekna, duza plaza, ladnym portem oraz charakterystycznymi domkami wybudowanymi na okolicznych wzgorzach. Pogoda byla rewelacyjna, wiec odpoczalem sobie na lawce, obserwujac tlum turystow. Wzdluz plazy byly palmy co dawalo dosyc niesamowity widok jak na Walie kojarzona raczej z pieknymi krajobrazami i Snowdonia. Generalnie przez kilka chwil czulem sie jak w Hiszpanii.
Niestety czas gonil, wiec musialem ruszyc dalej, tym razem podziwiac piekny zamek w Harlech. Dalszym moim celem bylo dotarcie do kolejnego szczytu Llanberis Pass, ktory osiagnalem dosyc pozno bo po 20.30. Zaczelo sie juz sciemniac a ja nawet nie wiedzialem gdzie jest jakies pole namiotowe. Po zjechaniu ze szczytu i dotarciu do miasteczka Llanberis, znalazlem jednak kemping, ktory byl usytuowany na okolicznym wzgorzu wiec juz w ciemnosciach rozbijalem namiot. Pole nie bylo rewelacyjne. Duzo nierownosci, kamieni, po skosie. Nie wyspalem sie niestety i kolejny dzien jezdzilem z lekkim bolem glowy...

Wales, stage 2

Sobota, 23 kwietnia 2011Kategoria 3) 100 - 150, Wales - 2011
Km:116.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Apollo
Trasa: Chester - Wrexham - Coedpoeth - Gwynfryn - Pen-y-Stryt - Horseshoe Pass - Llangollen - Corwen - Cynwyd - Llandrillo - Bala - Llanycil - (campsite) - Llanuwchllyn - Llangover - Bala - (campsite)

Z Chester wyjechalem dosyc pozno bo okolo poludnia - byl to efekt zwiedzania, robienia zakupow jak i siedzenia przez moment w bibliotece - musialem skorzystac z netu by sprawdzic polozenie tych gorek ktore chcialem zaliczac. Jakims przypadkiem utracilem w GPSie w komorce punkty docelowe, ktore zapisalem dzien wczesniej i musialem jeszcze raz na googlemap sprawdzac.
Po wyjechaniu z Chester wjechalem na ruchliwa droge na Wrexham, ktora pokonalem dosc szybko. Z Wrexham odbilem na Pen-y-Stryt a z tamtad juz na Horseshoe Pass czyli jeden z 5 celow mojej podrozy (wtedy jeszcze myslalem ze zdobede wszystkie 5). Po wjechaniu na szczyt i zrobieniu kilku zdjec, zjechalem w dol do miejscowosci Llangollen pelnej turystow. Miejscowosc ta bedzie mi sie kojarzyc z pewnym ciekawym zdarzeniem. Otoz, gdy tak sobie jechalem powoli w centrum miasteczka, zauwazylem kolarza stojocego na chodniku i machajacego w moim kierunku. Gdy do niego podjechalem, zapytal czy posiadam pompke. Oczywiscie ze posiadam, dalem mu ja a on zaczal pompowac swoj rower i jednoczesnie rozmawialismy. Po jakims czasie zauwazylem ze kolega ma problemy i pompowanie mu nie idzie - wzialem wiec pompke i zauwazylem ze nie odkrecil wentyla! OMG, co to za kolarz jak nie wie nawet takich podstawowych rzeczy jak napomppowac detke, lol. No wiec mu ja napompowalem, zakrecilem wentyl, pozegnalismy sie (gosc byl Irlanczykiem o imieniu Ken, ktory przyjechal na kilka dni) i gdy juz jechalismy w przeciwnych kierunkach, katem oka dostrzeglem ze sie zatrzymal i znowu machal do mnie. Okazalo sie ze w tylnim kole rowniez nie mial powietrza. Co ciekawe nie zlapal zadnej gumy, po prostu chyba jezdzil na flaku. Jakis dziwny byl to kolarz, ale nie wnikalem w szczegoly :)
Z tej miejscowosci planowalem udac sie na poludnie jednak po przejechaniu kilometra i sprawdzeniu jaka odleglosc mam do najblizszej gorki (czyli okolo 150km) stwierdzilem ze nie dam rady zaliczyc wszystkich pieciu i zmienilem plan jazdy. Udalem sie na zachod nad jezioro Bala by tam przenocowac na kempingu a z rana nastepnego dnia uderzyc na inna gorke. Tak tez uczynilem i po kilku godzinach okolo 20.00 zameldowalem sie w uroczej miejscowosci Bala nad jeziorem o tej samej nazwie. Udalem sie od razu na kemping, ktory wiedzialem ze jest jakies 5 km za ta miejscowoscia. Tam rozbilem namiot, zostawilem graty i jeszcze postanowilem objechac jeziorko bo mialem przejechanych ponizej 100km tego dnia a przeciez dystans ponizej 100km to troche malo jak na mnie ;) Objechalem wiec jeziorko i zatrzymalem sie jeszcze na zakupy w Bala. Mimo poznej pory sklepik Spar byl jeszcze czynny i poza zywnoscia kupilem rowniez oryginalna walijska musztarde (jedyna pamiatka z Walii, jaka sobie sprawilem) oraz piwo, ktore zapomnialem wypic i wozilem caly nastepny dzien ;)
Po zakupach udalem sie na kamping, gdzie namiocik, karimata i spiwor juz na mnie czekaly :)



Ponownie Chester









Welcome to Wales


Wrexham


Horseshoe Pass - czyli pierwsze wzniesienie na mojej mapie














Llangollen












Bala - urocza miejscowosc polozona nad jeziorem o tej samej nazwie




Jezioro Bala - najwieksze w Walii


Glanllyn - Caravan and Camping Park, Bala Lake, North Wales


Wales, stage 1, Bradford - Chester

Piątek, 22 kwietnia 2011Kategoria Wales - 2011, 3) 100 - 150
Km:128.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Apollo
Trasa:
Bradford - Huddersfield - Holmfirth - Ashton-under-Lyne - Manchester - Chester

5 dni wolnych od pracy postanowilem poswiecic na zwiedzenie Walii, w ktorej jeszcze nie bylem. W planie bylo "zaliczenie" 5 gorek wpisanych na liste BIG Challenge. Jak sie okazalo zaliczylem tylko 3 - niestety pozostale dwie gorki byly za daleko i nie bylo czasu na ich eksploracje.

Przygotowania do wycieczki zaczalem stosunkowo pozno bo dwa dni przed, no i okazalo sie ze troche za pozno, gdyz moje przyczepka ekstrawheel niestety nie nadawala sie do uzytku ze wzgledu na brakujaca czesc (zagubiona oska, do ktorej doczepialo sie przyczepke). Zamowilem wiec przez internet brakujaca czesc, ale bylo oczywiscie troche za pozno wiec udalem sie do sklepu po zakup sakw doczepianych do bagaznika. Udalo mi sie kupic dosyc fajne i niedrogie.

Tak wiec z samego rana w piatek wyruszylem do Walli z Bradford. Pierwszy etap mial przebiegac do Chester i gdzies w okolicy znalezc jakis kemping. Jak sie okazalo w Chester, duzym zbiegiem okolicznosci poznalem Jacka, rowniez zapalenca rowerowego, ktory zaproponowal nocleg. Mial wolny pokoj, wiec jako ze bylo juz po 20.00 pomyslalem ze lepiej spac w lozku niz gdzies na ziemi w namiocie :)
Po zakwaterowaniu udalismy sie do centrum miasta, ktore okazalo sie bardzo ladne.
Na drugi drugi dzien troche pojezdzilismy po centrum Chester a nastepnie udalem sie w dalsza podroz.



Poczatek podrozy




Manchester


Chester