Wpisy archiwalne w kategorii
France, Switzerland - 2009
Dystans całkowity: | 563.86 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 112.77 km |
Więcej statystyk |
Col de la Faucille
Niedziela, 18 października 2009Kategoria 3) 100 - 150, France, Switzerland - 2009
Km: | 133.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Tramwaj, jeden z wielu kursujacych po Genewie
Tram in Moillesulaz© Krisstof
Jezioro Genewskie zwane rowniez Lemanskim - o poranku
Lac Léman - Genève© Krisstof
Genewa
Lake Geneva / Lac Léman - Genève© Krisstof
Lake Geneva / Lac Léman - Genève© Krisstof
Geneva / Genève© Krisstof
Geneva / Genève© Krisstof
Lake Geneva / Lac Léman - Genève© Krisstof
Lake Geneva / Lac Léman - Genève© Krisstof
Jeden z symboli Genewy - zlamane krzeslo - rzezba stojaca przed Palacem Narodow.
Broken Chair in the front of the Palace of Nations in Geneva© Krisstof
Broken Chair© Krisstof
Broken Chair© Krisstof
W tle widac juz cel mojej wycieczki - Haut-Jura. Sa to tak zwane Prealpy, czyli inaczej przedgorze alpejskie
Rhône-Alpes© Krisstof
Rhône-Alpes© Krisstof
A to takie ciekawe znaki ostrzegawcze dla kierowcow, o znajdujacej sie w poblizu szkole
Merci :)© Krisstof
Merci© Krisstof
Mala miejscowosc Maconnex w drodze do Haut-Jura
Maconnex© Krisstof
Czarne chmury nie nastrajaly optymmistycznie, na szczescie udalo mi sie je ominac
Rhône-Alpes© Krisstof
Miasteczko Gex - stolica departamentu Ain, lezace u samych stop Jury
Gex© Krisstof
Gex© Krisstof
Gex© Krisstof
Gex© Krisstof
Gex© Krisstof
Poczatek dlugiego podjazdu pod Col de la Faucille
Gex - Rhône-Alpes© Krisstof
Park Narodowy Haut-Jura© Krisstof
W oddali jezioro genewskie i Genewa
Park Narodowy Haut-Jura© Krisstof
Col de la Faucille - jeden z celow podrozy lezacy na wysokosci 1323m. npm
Col de la Faucille - 1323m© Krisstof
Col de la Faucille - 1323m© Krisstof
Oj, zimno tam bylo, brrr
Haut-Jura, Col de la Faucille© Krisstof
Haut-Jura, Col de la Faucille, France© Krisstof
Haut-Jura© Krisstof
Haut-Jura© Krisstof
A to juz droga na Cret Pela, kolejne wzniesienie
Haut-Jura, Cret Pela© Krisstof
Zdjecia bonusowe z ostatniego dnia pobytu w Genewie: ponizej fontanna Jet d'eau - symbol Genewy
Jet d'eau - water fountain© Krisstof
Geneva - Jet d'eau© Krisstof
Geneva© Krisstof
Widok na Alpy z samolotu
The Alps© Krisstof
Mont Salève - France
Sobota, 17 października 2009Kategoria France, Switzerland - 2009
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Apollo |
Z lekkim poslizgiem, ale dodaje wreszcie opis do pazdziernikowej wycieczki do Genewy. To juz moja druga wyprawa w tym roku w to samo miejsce. Podobnie jak w lipcu pozyczylem rower w wypozyczalni, tym razem jednak w innej niz za pierwszym razem. Calkowity koszt wypozyczenia na sobote i niedziele to 47 CHF.
W sobote z samego rana udalem sie do umowionej wypozyczalni po rower i kwadrans po 8.00 bylem juz gotowy do jazdy. Wycieczka na gore Mont Saleve niedaleko Genewy dostarczyla mi wielu wrazen. Zarowno pozytywnych jak rowniez negatywnych. Tych drugich bylo na szczescie mniej ale za to dotkliwe. Po pierwsze, o tej porze roku czyli w polowie pazdziernika, mimo slonecznej pogody, na szczycie temperatura wynosila okolo 0 stopni. Dopoki podjezdzalem, dopoty bylo ok, ale jak zaczalem zjezdzac to myslalem ze zamarzne. Bylo paskudnie zimno i mimo odpowiedniego stroju wymarzlem porzadnie. Na szczescie bylem zapobiegawczy i zabralem ze soba termos z goraca herbata, ktora byla dla mnie zbawieniem. Po zjezdzie z Mont Saleve, odechcialo mi sie dalszej jazdy i grzecznie wrocilem do Gaillard, ale po drodze jeszcze korzystajac z ladnej pogody pojechalem do miasteczka Annemasse, ktore graniczy z Gaillard. Gaillard z kolei graniczy ze szwajcarska miejscowoscia Moillesulaz, z ktorej do Genewy dojezdzaja ciekawe tramwaje, ale o nich w drugim opisie.
Do pozytywnych aspektow wycieczki nalezaly przede wszystkim piekne widoki jakie roztaczaly sie z gory na Genewe no i zwiedzenie miejsc do ktorych dociera nieliczna grupa turystow. Zazwyczaj zdecydowana wiekszosc z nich ogranicza sie do zwiedzania Genewy, dla mnie jednak to za malo. Z ciekawostek dodam, ze mimo iz nie znam j. francuskiego, zawsze jakos udalo mi sie dogadac z miejscowymi, nawet gdy nie znali angielskiego. Francuzi to zyczliwi i uprzejmi ludzie, wbrew opini jaka o nich krazy.
Ponizej kilka zdjec z wycieczki:
Annemasse
Ciekawostka: Annemasse jest miastem partnerskim dla Sieradza. W samym centrum miasta jest tabliczka potwierdzajaca ten fakt. Wraz ze znajomymi bylismy lekko zdziwieni tym faktem
W sobote z samego rana udalem sie do umowionej wypozyczalni po rower i kwadrans po 8.00 bylem juz gotowy do jazdy. Wycieczka na gore Mont Saleve niedaleko Genewy dostarczyla mi wielu wrazen. Zarowno pozytywnych jak rowniez negatywnych. Tych drugich bylo na szczescie mniej ale za to dotkliwe. Po pierwsze, o tej porze roku czyli w polowie pazdziernika, mimo slonecznej pogody, na szczycie temperatura wynosila okolo 0 stopni. Dopoki podjezdzalem, dopoty bylo ok, ale jak zaczalem zjezdzac to myslalem ze zamarzne. Bylo paskudnie zimno i mimo odpowiedniego stroju wymarzlem porzadnie. Na szczescie bylem zapobiegawczy i zabralem ze soba termos z goraca herbata, ktora byla dla mnie zbawieniem. Po zjezdzie z Mont Saleve, odechcialo mi sie dalszej jazdy i grzecznie wrocilem do Gaillard, ale po drodze jeszcze korzystajac z ladnej pogody pojechalem do miasteczka Annemasse, ktore graniczy z Gaillard. Gaillard z kolei graniczy ze szwajcarska miejscowoscia Moillesulaz, z ktorej do Genewy dojezdzaja ciekawe tramwaje, ale o nich w drugim opisie.
Do pozytywnych aspektow wycieczki nalezaly przede wszystkim piekne widoki jakie roztaczaly sie z gory na Genewe no i zwiedzenie miejsc do ktorych dociera nieliczna grupa turystow. Zazwyczaj zdecydowana wiekszosc z nich ogranicza sie do zwiedzania Genewy, dla mnie jednak to za malo. Z ciekawostek dodam, ze mimo iz nie znam j. francuskiego, zawsze jakos udalo mi sie dogadac z miejscowymi, nawet gdy nie znali angielskiego. Francuzi to zyczliwi i uprzejmi ludzie, wbrew opini jaka o nich krazy.
Ponizej kilka zdjec z wycieczki:
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve - La Croisette© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve - Chenex© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve - Saint Blaise© Krisstof
Somwhere in France© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Mont Saleve© Krisstof
Annemasse
Ciekawostka: Annemasse jest miastem partnerskim dla Sieradza. W samym centrum miasta jest tabliczka potwierdzajaca ten fakt. Wraz ze znajomymi bylismy lekko zdziwieni tym faktem
Annemasse© Krisstof
Annemasse© Krisstof
Annemasse© Krisstof
Annemasse© Krisstof
Annemasse© Krisstof
Arve river© Krisstof
Gaillard - Thonon-les-Bains - Evian - Geneva
Niedziela, 26 lipca 2009Kategoria 2) 50 - 100, France, Switzerland - 2009
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Apollo |
Najpierw z rana wycieczka do Genevy a nastepnie do Thonon i Evian oraz powrot do Genevy na 19sta kiedy to musialem oddac rower do wypozyczalni. Znowu piekna pogoda dopisala a widoczki tym razem udalo mi sie uwiecznic w mojej komorce...
Ponizej troche zdjec z mojej ostatniej wycieczki.
Mala francuska miejscowosc Gaillard tuz przy granicy ze Szwajcaria
A to jeden z symboli genewy - fontanna Jet d'eau wysoka na 140m
Jezioro Genewskie lub Lemanskie - nie ma jednolitej nazwy, istnieje kilka. Lozanczycy obraza sie jak powie im sie ze mieszkaja nad jeziorem Genewskim
Miejscowosc Thonon-les-Bains lezy nad jeziorem Genewskim. Bardzo ladna i spokojna, idealna na wypoczynek z dala od kosmopolitycznej Genewy
Rondo na trasie Thonon - Evian
Ponownie jeziorko
A to juz Evian - jeszcze ladniejsze od Thonon
A to juz Genewa, niewiele zdjec, ale w pazdzierniku lece tam jeszcze raz wiec moze bedzie wiecej :)
Dworzec kolejowy w Genewie
I ponownie Jet d'eau - tym razem o zmierzchu
Ponizej troche zdjec z mojej ostatniej wycieczki.
Mala francuska miejscowosc Gaillard tuz przy granicy ze Szwajcaria
Gaillard© Krisstof
Gaillard© Krisstof
A to jeden z symboli genewy - fontanna Jet d'eau wysoka na 140m
Jet d'eau in Geneva© Krisstof
Jet d'eau© Krisstof
Jet d'eau© Krisstof
Jet d'eau© Krisstof
Jezioro Genewskie lub Lemanskie - nie ma jednolitej nazwy, istnieje kilka. Lozanczycy obraza sie jak powie im sie ze mieszkaja nad jeziorem Genewskim
Geneva© Krisstof
Geneva© Krisstof
Lake Geneva, Lac Léman© Krisstof
Miejscowosc Thonon-les-Bains lezy nad jeziorem Genewskim. Bardzo ladna i spokojna, idealna na wypoczynek z dala od kosmopolitycznej Genewy
Thonon-les-bains© Krisstof
Thonon-les-Bains© Krisstof
Fountain© Krisstof
Fountain© Krisstof
Rondo na trasie Thonon - Evian
Flowers© Krisstof
Ponownie jeziorko
Lake Geneva, Lac Léman© Krisstof
Holidays© Krisstof
A to juz Evian - jeszcze ladniejsze od Thonon
Evian-les-Bains© Krisstof
Casino© Krisstof
Evian-les-Bains© Krisstof
Fountain© Krisstof
Marina© Krisstof
Ship© Krisstof
Fountain© Krisstof
A to juz Genewa, niewiele zdjec, ale w pazdzierniku lece tam jeszcze raz wiec moze bedzie wiecej :)
Parking dla rowerow przed dworcem w Genewie© Krisstof
Dworzec kolejowy w Genewie
Train station in Geneva© Krisstof
Geneva© Krisstof
Geneva© Krisstof
Geneva© Krisstof
Fountain© Krisstof
I ponownie Jet d'eau - tym razem o zmierzchu
Jet d'eau© Krisstof
Chamonix - Gaillard
Sobota, 25 lipca 2009Kategoria 4) 150 - 200, France, Switzerland - 2009
Km: | 162.11 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Hotel usytuowany byl w malej miejscowosci o nazwie Les Tines. Miejscowosc ta lezy w niedalekiej odleglosci od Chamonix a z pokoju hotelowego na 4 pietrze mialem wrecz boskie widoki na ogromne Alpy. Slonce juz od samego rana swiecilo a na szczytach gor widac bylo snieg, niesamowite wrazenie. Robilem mnostwo zdjec i wczesniej i pozniej jednak aparat wraz ze zdjeciami sie niestety stracil w pozniejszym czasie i jedyne co mi pozostalo to widoki uwiecznione w mojej pamieci...
Ruszylem w trase okolo godz. 8.00 i od razu wspinaczka. Hotel Excelsior w ktorym nocowalem znajdowal sie mniej wiecej na wysokosci 1050m n.p.m. a przede mna byly dwie przelecze 1462 i 1526, ktore osiagnalem okolo poludnia. Widoki po drodze takie ze dech zapieralo w piersiach nie tylko z wysilku. Po drodze mijalem urokliwe miasteczka, mnostwo strumykow z ktorych czerpalem orzezwiajaca, pyszna wode, kilka wodospadow, rzek, mostow i tuneli. Po wjechaniu na pierwsza przelecz Col de Montets usytuowana na wysokosci 1462m n.p.m. zrobilem sobie chwile odpoczynku, trzasnalem kilka pamiatkowych zdjec i zjechalem w szybkim tempie do granicy francusko-szwajcarskiej. Co ciekawe wszedzie na granicach staly budki graniczne ale oczywiscie stanowily one raczej atrakcje turystyczna ze wzgledu na fakt iz nikt granicy nie pilnowal. Zaraz po przekroczeniu granicy nastapila kolejna wspinaczka, jechalo mi sie calkiem niezle mimo upalu i po chyba godzinie osiagnalem kolejna przelecz - Col de la Forclaz - 1526m n.p.m. Na szczycie kolejne pamiatkowe zdjecia, odpoczynek i soczek w restauracji za 5 Euro i jazda w dol do Martigny. Chwilke po rozpoczeciu zjazdu byl parking z ktorego rozciagal sie cudowny widok na miasto Martgny ktore jak sie okazalo lezalo az 1000m ponizej miejsca w ktorym sie znajdowalem i ktore ostatecznie nie bylo dla mnie szczesliwe gdyz wlasnie tam zostal mi skradziony aparat.
Po szybkim zjezdzie w dol (1000m) znalazlem sie w ladnym miasteczku Martigny, postanowilem zrobic sobie zapasy w sklepie ale pech chial ze zostawilem aparat wraz z rowerem no i po wyjsciu ze sklepu juz go nie bylo. Ogarnelo mnie straszne zniechecenie i przygnebienie gdyz stracilem nie tylko moj aparat Konice-Minolte ktora zawsze robilem dobre zdjecia ale tez i wszystkie zdjecia ktore zrobilem podczas do tej pory. Ale co bylo robic, musialem jechac dalej. Jak sie okazuje nawet w Szwajcarii okazja czyni zlodzieja. Jeden koles ktory sie tam krecil z rozbrajajaca szczeroscia i lamana angielszczyzna rzekl "the world is not perfect" no i niestety mial racje. Z posepna mina dojechalem do jeziora genewskiego, ktore ukazalo mi swoje piekno. Czyste, ladne plaze, mnostwo jachtow a w tym jeden ogromny katamaran. Jak sie okazalo byl to tegoroczny zwyciezca jakichs regat i wszyscy mu zdjecia robili, no a ja nie mialem czym :/
Siedzac tak na lawce i zastanawiajac sie nad tym wszystkim dosiadlo sie do mnie starsze malzenstwo, ktore jak sie dowiedzialo ze jade az z Chamonix i do Genewy to z podziwu wyjsc nie mogli. Troche mnie tym podbudowali i po jakims czasie ruszylem dalej wzdluz jeziora Genewskiego mijajac po drodze piekne miejscowosci. Gdzies po drodze zatrzymalem sie i tak jak bylem ubrany wskoczylem do wody, ktora okazala sie wytchnieniem od upalu ktory caly dzien mi towarzyszyl. Dojechalem do Genewy, tam pokrecilem sie troche po promenadzie i po wielu przygodach wreszcie dojechalem do mojego hotelu.
Te miejscowsci nad jeziorem (Evian oraz Thonon-les-Bains) zrobily na mnie na tyle pozytywne wrazenie ze w ostatni dzien zamiast zwiedzac Genewe postanowilem jeszcze raz pojechac tam (jakies 45km w jedna strone) by porobic zdjecia z mojej komorki.
Ponizej wykres z trasy
Ruszylem w trase okolo godz. 8.00 i od razu wspinaczka. Hotel Excelsior w ktorym nocowalem znajdowal sie mniej wiecej na wysokosci 1050m n.p.m. a przede mna byly dwie przelecze 1462 i 1526, ktore osiagnalem okolo poludnia. Widoki po drodze takie ze dech zapieralo w piersiach nie tylko z wysilku. Po drodze mijalem urokliwe miasteczka, mnostwo strumykow z ktorych czerpalem orzezwiajaca, pyszna wode, kilka wodospadow, rzek, mostow i tuneli. Po wjechaniu na pierwsza przelecz Col de Montets usytuowana na wysokosci 1462m n.p.m. zrobilem sobie chwile odpoczynku, trzasnalem kilka pamiatkowych zdjec i zjechalem w szybkim tempie do granicy francusko-szwajcarskiej. Co ciekawe wszedzie na granicach staly budki graniczne ale oczywiscie stanowily one raczej atrakcje turystyczna ze wzgledu na fakt iz nikt granicy nie pilnowal. Zaraz po przekroczeniu granicy nastapila kolejna wspinaczka, jechalo mi sie calkiem niezle mimo upalu i po chyba godzinie osiagnalem kolejna przelecz - Col de la Forclaz - 1526m n.p.m. Na szczycie kolejne pamiatkowe zdjecia, odpoczynek i soczek w restauracji za 5 Euro i jazda w dol do Martigny. Chwilke po rozpoczeciu zjazdu byl parking z ktorego rozciagal sie cudowny widok na miasto Martgny ktore jak sie okazalo lezalo az 1000m ponizej miejsca w ktorym sie znajdowalem i ktore ostatecznie nie bylo dla mnie szczesliwe gdyz wlasnie tam zostal mi skradziony aparat.
Po szybkim zjezdzie w dol (1000m) znalazlem sie w ladnym miasteczku Martigny, postanowilem zrobic sobie zapasy w sklepie ale pech chial ze zostawilem aparat wraz z rowerem no i po wyjsciu ze sklepu juz go nie bylo. Ogarnelo mnie straszne zniechecenie i przygnebienie gdyz stracilem nie tylko moj aparat Konice-Minolte ktora zawsze robilem dobre zdjecia ale tez i wszystkie zdjecia ktore zrobilem podczas do tej pory. Ale co bylo robic, musialem jechac dalej. Jak sie okazuje nawet w Szwajcarii okazja czyni zlodzieja. Jeden koles ktory sie tam krecil z rozbrajajaca szczeroscia i lamana angielszczyzna rzekl "the world is not perfect" no i niestety mial racje. Z posepna mina dojechalem do jeziora genewskiego, ktore ukazalo mi swoje piekno. Czyste, ladne plaze, mnostwo jachtow a w tym jeden ogromny katamaran. Jak sie okazalo byl to tegoroczny zwyciezca jakichs regat i wszyscy mu zdjecia robili, no a ja nie mialem czym :/
Siedzac tak na lawce i zastanawiajac sie nad tym wszystkim dosiadlo sie do mnie starsze malzenstwo, ktore jak sie dowiedzialo ze jade az z Chamonix i do Genewy to z podziwu wyjsc nie mogli. Troche mnie tym podbudowali i po jakims czasie ruszylem dalej wzdluz jeziora Genewskiego mijajac po drodze piekne miejscowosci. Gdzies po drodze zatrzymalem sie i tak jak bylem ubrany wskoczylem do wody, ktora okazala sie wytchnieniem od upalu ktory caly dzien mi towarzyszyl. Dojechalem do Genewy, tam pokrecilem sie troche po promenadzie i po wielu przygodach wreszcie dojechalem do mojego hotelu.
Te miejscowsci nad jeziorem (Evian oraz Thonon-les-Bains) zrobily na mnie na tyle pozytywne wrazenie ze w ostatni dzien zamiast zwiedzac Genewe postanowilem jeszcze raz pojechac tam (jakies 45km w jedna strone) by porobic zdjecia z mojej komorki.
Ponizej wykres z trasy
Geneva - Chamonix
Piątek, 24 lipca 2009Kategoria 3) 100 - 150, France, Switzerland - 2009
Km: | 108.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Zgodnie z moimi planami wybralem sie na kilkudniowa wycieczke w nieznane, a oto szczegoly
23go wczesnie rano wyruszylem z Bradford do Liverpool skad mialem odlot do Genewy, wszystko odbylo sie planowo i o 16.15 miejscowego czasu bylem juz po odprawie na lotnsku w Genewie i zastanawialem sie co dalej. W pierwszej kolejnosci zaczalem poszukiwania wypozyczalni rowerow w ktorej zamowilem sobie bika. Niestety okazalo sie to nie takie proste i trafilem do nie tej wypozyczalni co trzeba. Jednak tam mieli lepszy rower i lepsza cene, a do tego zadeklarowali sie nawet wymienic pedaly na SPD i gdy juz wszystko bylo ustalone okazalo sie ze nie moga mi wypozyczyc na 3 dni tj od 24.07 do 26.06 ze wzgledu na to iz wszystkie rowery mieli zarezerwowane na sobote. Taki uklad (czyli wypozyczenie na piatek i niedziele) nie odpowiadal mi wiec musialem im podziekowac, a szukanie wlasciwej wypozyczalni zostawilem sobie na nastepny dzien bo zaczelo sie robic juz pozno a ja musialem znalezc moj hotel, ktory znajdowal sie we Francji jakies 10km od Genewy. Najprosciej byloby wynajac taxi ale ja lubie sobie utrudniac zycie i wybralem komunikacje miejska. Po kilku przygodach takich jak nieplanowana przesiadka z tramwaju do autobusu czy rozmowa na migi z pania kierowniczka innego busa - dotarlem do <<< hotelu >>> w miejscowosci Gaillard
Nastepny dzien czyli 24.07 przywital mnie z samego rana pieknym sloncem. O godzinie 8.20 bylem juz w Genewie, dosyc szybko znalazlem wypozyczalnie na dworcu i po zalatwieniu kilku formalnosci mialem juz rower ktorym mialem wybrac sie w Alpy. Byl to zwykly trek, zadna rewelacja, ale nie posiadali zadnych szosowek wiec musialem zadowolic sie tym co jest. Nie dostalem kasku mimo ze reklamowali sie na stronie iz kazdy dostaje. Nawet zestawu narzedzi nie bylo, "widocznie maja bezawaryjne te rowery" - pomyslalem sobie w duchu i ruszylem w trase. Plan byl taki iz udam sie do Chamonix pod gora Mont Blanc nastepnie zjade z drugiej strony gor nad jezioro Genewskie i wzdluz niego wroce do domu. Wedlug moich obliczen mialo byc okolo 220km i wtedy ludzilem sie ze uda mi sie to przejechac w ciagu dnia jednak jak sie pozniej okazalo byly to zludne nadzieje.
Moja miejscowosc byla na trasie do Chamonix wiec wstapilem jeszcze do domu by zaopatrzyc sie w kilka niezbednych rzeczy i ruszylem w trase.
Okazalo sie ze przez jakies 70km trasa jest glownie plaska ale wreszcie zaczelo sie porzadne wspinanie. Im blizej bylem Chamonix tym bardziej zaczela psuc sie pogoda. W Chamonix nastapilo zalamanie pogody, zrobilo sie ciemno, zaczelo padac, bylo juz dosyc pozno a ja bylem przemokniety i musialem zrewidowac swoje plany. Zostalo mi grubo ponad 100km do domu a byla juz 18sta godz. wiec nie mialem wyjscia, zaczalem szukac hotelu. Okazalo sie to nie takie proste bo wiekszosc byla albo pozajmowana albo kosmicznie droga. Wyjechalem wiec na trase i za Chamonix znalazlem fajny hotelik za przystepna cene w ktorym wzialem sobie porzadna kapiel i naladowalem akumulatory...
Ponizej mapka z trasy, zdjec niestety nie mam ale o tym pozniej...
23go wczesnie rano wyruszylem z Bradford do Liverpool skad mialem odlot do Genewy, wszystko odbylo sie planowo i o 16.15 miejscowego czasu bylem juz po odprawie na lotnsku w Genewie i zastanawialem sie co dalej. W pierwszej kolejnosci zaczalem poszukiwania wypozyczalni rowerow w ktorej zamowilem sobie bika. Niestety okazalo sie to nie takie proste i trafilem do nie tej wypozyczalni co trzeba. Jednak tam mieli lepszy rower i lepsza cene, a do tego zadeklarowali sie nawet wymienic pedaly na SPD i gdy juz wszystko bylo ustalone okazalo sie ze nie moga mi wypozyczyc na 3 dni tj od 24.07 do 26.06 ze wzgledu na to iz wszystkie rowery mieli zarezerwowane na sobote. Taki uklad (czyli wypozyczenie na piatek i niedziele) nie odpowiadal mi wiec musialem im podziekowac, a szukanie wlasciwej wypozyczalni zostawilem sobie na nastepny dzien bo zaczelo sie robic juz pozno a ja musialem znalezc moj hotel, ktory znajdowal sie we Francji jakies 10km od Genewy. Najprosciej byloby wynajac taxi ale ja lubie sobie utrudniac zycie i wybralem komunikacje miejska. Po kilku przygodach takich jak nieplanowana przesiadka z tramwaju do autobusu czy rozmowa na migi z pania kierowniczka innego busa - dotarlem do <<< hotelu >>> w miejscowosci Gaillard
Nastepny dzien czyli 24.07 przywital mnie z samego rana pieknym sloncem. O godzinie 8.20 bylem juz w Genewie, dosyc szybko znalazlem wypozyczalnie na dworcu i po zalatwieniu kilku formalnosci mialem juz rower ktorym mialem wybrac sie w Alpy. Byl to zwykly trek, zadna rewelacja, ale nie posiadali zadnych szosowek wiec musialem zadowolic sie tym co jest. Nie dostalem kasku mimo ze reklamowali sie na stronie iz kazdy dostaje. Nawet zestawu narzedzi nie bylo, "widocznie maja bezawaryjne te rowery" - pomyslalem sobie w duchu i ruszylem w trase. Plan byl taki iz udam sie do Chamonix pod gora Mont Blanc nastepnie zjade z drugiej strony gor nad jezioro Genewskie i wzdluz niego wroce do domu. Wedlug moich obliczen mialo byc okolo 220km i wtedy ludzilem sie ze uda mi sie to przejechac w ciagu dnia jednak jak sie pozniej okazalo byly to zludne nadzieje.
Moja miejscowosc byla na trasie do Chamonix wiec wstapilem jeszcze do domu by zaopatrzyc sie w kilka niezbednych rzeczy i ruszylem w trase.
Okazalo sie ze przez jakies 70km trasa jest glownie plaska ale wreszcie zaczelo sie porzadne wspinanie. Im blizej bylem Chamonix tym bardziej zaczela psuc sie pogoda. W Chamonix nastapilo zalamanie pogody, zrobilo sie ciemno, zaczelo padac, bylo juz dosyc pozno a ja bylem przemokniety i musialem zrewidowac swoje plany. Zostalo mi grubo ponad 100km do domu a byla juz 18sta godz. wiec nie mialem wyjscia, zaczalem szukac hotelu. Okazalo sie to nie takie proste bo wiekszosc byla albo pozajmowana albo kosmicznie droga. Wyjechalem wiec na trase i za Chamonix znalazlem fajny hotelik za przystepna cene w ktorym wzialem sobie porzadna kapiel i naladowalem akumulatory...
Ponizej mapka z trasy, zdjec niestety nie mam ale o tym pozniej...