Wales, stage 3
Niedziela, 24 kwietnia 2011Kategoria 3) 100 - 150, Wales - 2011
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1579m | Rower: | Apollo |
Bala - Llanberis
Poranek przywital mnie sloneczna pogoda co bylo dobrym zwiastunem na nadchodzace godziny. Po spakowaniu rzeczy, zjedzeniu kilku kanapek i porannej toalecie opuscilem pole namiotowe, ktore okazalo sie bardzo ladnie usytuowane nad jeziorkiem z bardzo dobra infrastruktura i zyczliwymi sasiadami. Jeden z nich, gdy zobaczyl jak spakowalem wszystkie manele i umiescilem je na rowerze to powiedzial ze jest pod wrazeniem i myslal ze jego fiesta jest mala, lol.
Moim pierwszym celem bylo dotarcie na szczyt Bwlch-y-Groes znajdujacy sie na liscie 1000 BIG. Zaczynalem podjazd z poziomu 174m n.p.m a szczyt byl usytuowany na wysokosci 545m. n.p.m.. Roznica wysokosci zatem liczyla 371m. Podjazd nie okazal sie specjalnie trudny (nawet z obciazeniem), pewnie dlatego ze byl stosunkowo dlugi bo liczyl ponad 8km i byly tez zjazdy podczas ktorych moglem odpoczac. Oczywiscie przystanki po drodze tez robilem na zdjecia i orzezwiajacy lyk napoju energetycznego. Pogoda w tym czasie bardzo dopisywala, bylo bezchmurne niebo a sloneczko grzalo jak w lecie co na te pore roku bylo dosyc niebywalym zjawiskiem. Jak sie pozniej dowiedzialem - bylo cieplej w tym czasie niz w Hiszpanii czy Portugalii :)
Po wjechaniu na szczyt moglem podziwiac przepiekne widoki, ktore przypominaly mi nieco Szkocje. Potem nastapil szybki zjazd - nachylenie od tej strony bylo duzo wieksze a podjazd znacznie trudniejszy od tego ktory ja pokonalem. Widzialem po drodze kolarzy, ktorzy prawie umierali z wysilku wjezdzajac na ta gorke.
Potem mialem kilka kilometrow jazdy po plaskim do miejscowosci Dinas Mawddwy (86m. n.p.m) a potem kolejny dosyc dlugi podjazd do wysokosci 352m npm. Nastepnie jazda przez dlugi czas po plaskim - mniej wiecej od 30-ego km do 95-ego). Zwiedzilem po drodze kilka ciekawych miejscowosci takich jak Dolgellau, Barmouth, Harlech. Szczegolnie na uwage zasluguje Barmouth - jest to nadmorskie miasteczko z piekna, duza plaza, ladnym portem oraz charakterystycznymi domkami wybudowanymi na okolicznych wzgorzach. Pogoda byla rewelacyjna, wiec odpoczalem sobie na lawce, obserwujac tlum turystow. Wzdluz plazy byly palmy co dawalo dosyc niesamowity widok jak na Walie kojarzona raczej z pieknymi krajobrazami i Snowdonia. Generalnie przez kilka chwil czulem sie jak w Hiszpanii.
Niestety czas gonil, wiec musialem ruszyc dalej, tym razem podziwiac piekny zamek w Harlech. Dalszym moim celem bylo dotarcie do kolejnego szczytu Llanberis Pass, ktory osiagnalem dosyc pozno bo po 20.30. Zaczelo sie juz sciemniac a ja nawet nie wiedzialem gdzie jest jakies pole namiotowe. Po zjechaniu ze szczytu i dotarciu do miasteczka Llanberis, znalazlem jednak kemping, ktory byl usytuowany na okolicznym wzgorzu wiec juz w ciemnosciach rozbijalem namiot. Pole nie bylo rewelacyjne. Duzo nierownosci, kamieni, po skosie. Nie wyspalem sie niestety i kolejny dzien jezdzilem z lekkim bolem glowy...
Poranek przywital mnie sloneczna pogoda co bylo dobrym zwiastunem na nadchodzace godziny. Po spakowaniu rzeczy, zjedzeniu kilku kanapek i porannej toalecie opuscilem pole namiotowe, ktore okazalo sie bardzo ladnie usytuowane nad jeziorkiem z bardzo dobra infrastruktura i zyczliwymi sasiadami. Jeden z nich, gdy zobaczyl jak spakowalem wszystkie manele i umiescilem je na rowerze to powiedzial ze jest pod wrazeniem i myslal ze jego fiesta jest mala, lol.
Moim pierwszym celem bylo dotarcie na szczyt Bwlch-y-Groes znajdujacy sie na liscie 1000 BIG. Zaczynalem podjazd z poziomu 174m n.p.m a szczyt byl usytuowany na wysokosci 545m. n.p.m.. Roznica wysokosci zatem liczyla 371m. Podjazd nie okazal sie specjalnie trudny (nawet z obciazeniem), pewnie dlatego ze byl stosunkowo dlugi bo liczyl ponad 8km i byly tez zjazdy podczas ktorych moglem odpoczac. Oczywiscie przystanki po drodze tez robilem na zdjecia i orzezwiajacy lyk napoju energetycznego. Pogoda w tym czasie bardzo dopisywala, bylo bezchmurne niebo a sloneczko grzalo jak w lecie co na te pore roku bylo dosyc niebywalym zjawiskiem. Jak sie pozniej dowiedzialem - bylo cieplej w tym czasie niz w Hiszpanii czy Portugalii :)
Po wjechaniu na szczyt moglem podziwiac przepiekne widoki, ktore przypominaly mi nieco Szkocje. Potem nastapil szybki zjazd - nachylenie od tej strony bylo duzo wieksze a podjazd znacznie trudniejszy od tego ktory ja pokonalem. Widzialem po drodze kolarzy, ktorzy prawie umierali z wysilku wjezdzajac na ta gorke.
Potem mialem kilka kilometrow jazdy po plaskim do miejscowosci Dinas Mawddwy (86m. n.p.m) a potem kolejny dosyc dlugi podjazd do wysokosci 352m npm. Nastepnie jazda przez dlugi czas po plaskim - mniej wiecej od 30-ego km do 95-ego). Zwiedzilem po drodze kilka ciekawych miejscowosci takich jak Dolgellau, Barmouth, Harlech. Szczegolnie na uwage zasluguje Barmouth - jest to nadmorskie miasteczko z piekna, duza plaza, ladnym portem oraz charakterystycznymi domkami wybudowanymi na okolicznych wzgorzach. Pogoda byla rewelacyjna, wiec odpoczalem sobie na lawce, obserwujac tlum turystow. Wzdluz plazy byly palmy co dawalo dosyc niesamowity widok jak na Walie kojarzona raczej z pieknymi krajobrazami i Snowdonia. Generalnie przez kilka chwil czulem sie jak w Hiszpanii.
Niestety czas gonil, wiec musialem ruszyc dalej, tym razem podziwiac piekny zamek w Harlech. Dalszym moim celem bylo dotarcie do kolejnego szczytu Llanberis Pass, ktory osiagnalem dosyc pozno bo po 20.30. Zaczelo sie juz sciemniac a ja nawet nie wiedzialem gdzie jest jakies pole namiotowe. Po zjechaniu ze szczytu i dotarciu do miasteczka Llanberis, znalazlem jednak kemping, ktory byl usytuowany na okolicznym wzgorzu wiec juz w ciemnosciach rozbijalem namiot. Pole nie bylo rewelacyjne. Duzo nierownosci, kamieni, po skosie. Nie wyspalem sie niestety i kolejny dzien jezdzilem z lekkim bolem glowy...